autor: Diana Palmer, Debbie Macomber, Judith
Duncan
przeczytana: 10 sierpnia 2015
tytuł oryginału: "To Mother with Love'93"
data wydania: pierw.: 1993
polsk.: 1994
wydawnictwo: Harlequin
tłumaczenie: Justyna Kubicka-Daab, Wiktoria Melech, Anna
Mieścicka
liczba stron: 320
ISBN: 83-7070-572-3
kategoria: romans
moja ocena: 7/10
seria: Harlequin Special tom 2
ZAWARTOŚĆ
ZBIORU
Diana Palmer -
"Troskliwa mamusia"
Debbie Macomber -
"Mieszkanie"
Judith Duncan -
"Specjalne życzenie"
OPIS
"Dla Ciebie, Mamo". Miłość niejedno
ma imię, Jest miłość namiętna, gorąca, która łączy na zawsze kobietę i
mężczyznę. Jest miłość, których obdarzamy naszych przyjaciół, rodzinę. Jest
wreszcie miłość macierzyńska - być może największa miłość naszego życia,
niezależnie od tego czy ją dajemy, czy jesteśmy nią obdarowani. Od niej zależą
wszystkie następne.
"Dla Ciebie, Mamo" to trzy pogodne,
niezwykle romantyczne, wzruszające i zabawne opowiadania, których głównym
motywem jest miłość macierzyńska.
MOJA OPINIA
![]() |
Diana Palmer |
![]() |
Debbie Macomber |
Sądzę, że większość kobiet choć słyszała o
Dianie Palmer bądź o Debbie Macomber. Jeśli chodzi o trzecią autorkę książki
poświęconej święcie Mamy, Judith Duncan, to mogę się jedynie domyślać jej
popularności, ponieważ wcześniej nie czytałam nic spod jej pióra. Trzy krótkie
opowiadania, w których miłość jest boginią, walutą oraz powietrzem, wchodzą w
skład "Dla Ciebie, Mamo", specjalnie dla Mam oczywiście. I choć mówi
się, że harlequin jest najtańszą i najwstydliwszą formą literatury pisanej,
sięgam po niego od czasu do czasu, będąc przy tym często zaskakiwana, ale nie
zawsze. Jak prezentuje się ta oto 21-letnia książka, już piszę.
Pierwsze opowiadanie, autorstwa Diany Palmer,
o tytule "Troskliwa Mamusia", opowiada piękną historię Shelly oraz Faulknera.
Spotkali się na Florydzie, choć mieszkali wcześniej w jednym mieście. Jak to
więc możliwe, że się nie znali? Otóż Shelly jest córką bardzo bogatego
bankiera, która w akcie buntu poszła do college'u, w wieku około 26 lat, a on
już po 30-stce, bankierem nieprzerwanie podróżującym w interesach. I właściwie
nic nie przeszkadzałoby temu związkowi, gdyby nie nieufność oraz
niedopowiedzenia. Dodam jeszcze prawdomówność, bo jak to zwykle w romansach
bywa, ludzie nie starają się przekonać innych o swojej niewinności, a pozwalają
myśleć trzy po trzy. Choć koniec opowiadania jest wiadomy, to nie istniałoby
ono bez wielkiej kłótni, zazdrości i wylanych łez. Tak więc pomiędzy Shelly i
Faulknerem jednego dnia jest dobrze, następnego zaś nie. I przyznam szczerze,
że wcale mnie to nie denerwowało, ponieważ role odegrane przez postacie są w
istocie zgodne z realiami i prawdopodobne. Nie ma nierozumnych wyzwań na
powściągliwość przez wielce nieśmiałą dziewczynę, lecz wahania kobiety
niedoświadczonej. Opowiadanie jest logiczne choć nie nazwałabym go
nieprzewidywalnym, z wiadomej przyczyny. Właściwie podobało mi się ono
najbardziej i nie mam podstaw do twierdzenia, że zmarnowałam z nim czas.
"- Widziałam już w życiu różne
niesmaczne rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie - ogłosiła Marie z pełnym
wyższości spojrzeniem. - Czy te dziewczyny z college'u naprawdę nie mają żadnej
moralności?
Nan popatrzyła na nią w milczeniu, a jej
czarne oczy były pełne niewypowiedzianej pogardy. Kobieta zaczerwieniła się i
odwróciła wzrok, ale dziewczyna nie przestawała się w nią wpatrywać.
- Cześć, Panienko Chude Żebro - powiedziała
Shelly, uśmiechając się do brunetki. - Gdybyś miała trochę mięsa na tych
ptasich kosteczkach, byłabyś o wiele bardziej atrakcyjna. Przypuszczam, że ten
oto pan Seksowny kaleczy sobie palce, ilekroć cię dotyka.
- Jak śmiesz! - wybuchła Marie."
Drugie opowiadanko, "Mieszkanie",
Debbie Macomber, jak sam tytuł wskazuje dzieje się w mieszkaniu. W większości w
mieszkaniu. Otóż, to właśnie nieszczęsne mieszkanie zostaje wynajęte przez
Hilary i Seana, przy czym żadne z nich nie wie o tej drugiej osobie. Pierwsza
zajmuje je Hilary, która wyrwawszy się spod nadopiekuńczych ramion mamy,
pracująca w orkiestrze, czuje, że w końcu zaczyna żyć. W nocy, po uciążliwej
podróży, powracając z wojska, pojawia się Sean. Będąc skrajnie wyczerpanym po
prostu usypia koło dziewczyny nie zdając sobie sprawy z jej obecności. A cała
afera rozpoczyna się dopiero rano. I jak tu pogodzić, spokojną, dobrze
wychowaną i pracowitą dziewczynę, z byłym wojskowym, upartym i
zdyscyplinowanym?
Nie ukrywam, że miałam mieszane uczucia po
przeczytaniu tego opowiadania. Niby nie było złe, ale do dobrych nie należy.
Takie ciągłe wmawianie sobie, że nie mam prawa do czegoś i karanie się, bez
powodu, strasznie mnie wkurza. Osobiście nie lubię takich zabiegów, a bohaterek,
które dopasowują się jak giętka trawa przy mocnym wietrze, nie cierpię jeszcze
bardziej. Skoro kobieta miała na tyle odwagi aby porzucić nadopiekuńczą matkę i
wyjechać do innego miasta, to czemu nie ma odwagi pokazać swojego prawdziwego
ja i charakteru przy mężczyźnie? Przy tym opowiadaniu dłużej zastanawiałam się
czy kontynuować książkę.
Ostatnie opowiadanie, "Specjalne
życzenie", o Sarze i Nathanie zapowiadało się całkiem dobrze. Ona, samotna
matka z poukładanym grafikiem, trochę strachliwa, ale z dumą. On, robotnik
budowlany, którego miejsce zamieszkania zależne jest od pracy, buntowniczy, ale
dokładny. Co ich połączyło? Pewnie zgadniecie. Chłopiec. I pies. Davy, bo tak
miał na imię syn Sary, po śmierci dziadka, zaczął pisać do niego listy, z
których dowiedzieć się można, jak bardzo pragnął posiadać psa i jak widziała to
jego mama. Listy, które młody zawoził na cmentarz do grobu dziadka, nie
pozostawały nieprzeczytane. Ich niewinność bowiem została naruszona przez
Nathana, gdy w poszukiwaniu swego psa, odnalazł je ukryte. W ten sposób
dowiedział się kilku szczegółów z życia samotnej matki oraz gdzie szukać
swojego zwierzaka. I tak od słowa do słowa, pies bawił się często z Davym, a
Sara zakochała się w Nathanie. Co jednak począć z terminem końcowym roboty, gdy
ten tuż tuż? Jak możecie sobie wyobrazić, wątpliwości nie ma końca.
To opowiadanie, podobnie jak poprzednie nie
zwaliło mnie z nóg. Raczej znudziło. Może dlatego umiejscowione zostało jako
ostatnie. W każdym razie, już wiadomo dlaczego miałam mieszane uczucia. Książka
jako całość, wypadła w moich oczach zwyczajnie. Akcja żadnych z wyżej
wymienionych opowiadań ani nie przyprawiła mnie o zawrót głowy, ani nie
zaskoczyła swym rozwojem. Nie mogę jednak powiedzieć, że rumieńców na twarzy
nie miałam, ponieważ bym skłamała. Z czystym więc sercem mogę ją polecić jako
coś niezwykle lekkiego na wieczór bez planów bądź innej ciekawej pozycji.
Harlequin nie zawiódł mnie tą książką, ponieważ tego się właśnie po nim
spodziewałam.
A to uwielbiam najbardziej w starych romansach. Delikatną grafikę, którą coraz trudniej spotkać we współczesnym romansie.
Książka bierze udział w wyzwaniach: