poniedziałek, 28 września 2015

Dla Ciebie, Mamo '94

tytuł:                           Dla Ciebie, Mamo
autor:                          Diana Palmer, Debbie Macomber, Judith  
                             Duncan
przeczytana:               10 sierpnia 2015
tytuł oryginału:           "To Mother with Love'93"
data wydania: pierw.:  1993
                      polsk.:  1994
wydawnictwo:            Harlequin
tłumaczenie:               Justyna Kubicka-Daab, Wiktoria Melech, Anna
                                  Mieścicka
liczba stron:                320
ISBN:                        83-7070-572-3
kategoria:                   romans
moja ocena:                7/10
seria:                          Harlequin Special tom 2





ZAWARTOŚĆ ZBIORU
Diana Palmer - "Troskliwa mamusia"
Debbie Macomber - "Mieszkanie"
Judith Duncan - "Specjalne życzenie"

OPIS
  "Dla Ciebie, Mamo". Miłość niejedno ma imię, Jest miłość namiętna, gorąca, która łączy na zawsze kobietę i mężczyznę. Jest miłość, których obdarzamy naszych przyjaciół, rodzinę. Jest wreszcie miłość macierzyńska - być może największa miłość naszego życia, niezależnie od tego czy ją dajemy, czy jesteśmy nią obdarowani. Od niej zależą wszystkie następne.

  "Dla Ciebie, Mamo" to trzy pogodne, niezwykle romantyczne, wzruszające i zabawne opowiadania, których głównym motywem jest miłość macierzyńska.


MOJA OPINIA
Diana Palmer
Debbie Macomber
  Sądzę, że większość kobiet choć słyszała o Dianie Palmer bądź o Debbie Macomber. Jeśli chodzi o trzecią autorkę książki poświęconej święcie Mamy, Judith Duncan, to mogę się jedynie domyślać jej popularności, ponieważ wcześniej nie czytałam nic spod jej pióra. Trzy krótkie opowiadania, w których miłość jest boginią, walutą oraz powietrzem, wchodzą w skład "Dla Ciebie, Mamo", specjalnie dla Mam oczywiście. I choć mówi się, że harlequin jest najtańszą i najwstydliwszą formą literatury pisanej, sięgam po niego od czasu do czasu, będąc przy tym często zaskakiwana, ale nie zawsze. Jak prezentuje się ta oto 21-letnia książka, już piszę.

  Pierwsze opowiadanie, autorstwa Diany Palmer, o tytule "Troskliwa Mamusia", opowiada piękną historię Shelly oraz Faulknera. Spotkali się na Florydzie, choć mieszkali wcześniej w jednym mieście. Jak to więc możliwe, że się nie znali? Otóż Shelly jest córką bardzo bogatego bankiera, która w akcie buntu poszła do college'u, w wieku około 26 lat, a on już po 30-stce, bankierem nieprzerwanie podróżującym w interesach. I właściwie nic nie przeszkadzałoby temu związkowi, gdyby nie nieufność oraz niedopowiedzenia. Dodam jeszcze prawdomówność, bo jak to zwykle w romansach bywa, ludzie nie starają się przekonać innych o swojej niewinności, a pozwalają myśleć trzy po trzy. Choć koniec opowiadania jest wiadomy, to nie istniałoby ono bez wielkiej kłótni, zazdrości i wylanych łez. Tak więc pomiędzy Shelly i Faulknerem jednego dnia jest dobrze, następnego zaś nie. I przyznam szczerze, że wcale mnie to nie denerwowało, ponieważ role odegrane przez postacie są w istocie zgodne z realiami i prawdopodobne. Nie ma nierozumnych wyzwań na powściągliwość przez wielce nieśmiałą dziewczynę, lecz wahania kobiety niedoświadczonej. Opowiadanie jest logiczne choć nie nazwałabym go nieprzewidywalnym, z wiadomej przyczyny. Właściwie podobało mi się ono najbardziej i nie mam podstaw do twierdzenia, że zmarnowałam z nim czas.

  "- Widziałam już w życiu różne niesmaczne rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie - ogłosiła Marie z pełnym wyższości spojrzeniem. - Czy te dziewczyny z college'u naprawdę nie mają żadnej moralności?
  Nan popatrzyła na nią w milczeniu, a jej czarne oczy były pełne niewypowiedzianej pogardy. Kobieta zaczerwieniła się i odwróciła wzrok, ale dziewczyna nie przestawała się w nią wpatrywać.
  - Cześć, Panienko Chude Żebro - powiedziała Shelly, uśmiechając się do brunetki. - Gdybyś miała trochę mięsa na tych ptasich kosteczkach, byłabyś o wiele bardziej atrakcyjna. Przypuszczam, że ten oto pan Seksowny kaleczy sobie palce, ilekroć cię dotyka.
  - Jak śmiesz! - wybuchła Marie."


  Drugie opowiadanko, "Mieszkanie", Debbie Macomber, jak sam tytuł wskazuje dzieje się w mieszkaniu. W większości w mieszkaniu. Otóż, to właśnie nieszczęsne mieszkanie zostaje wynajęte przez Hilary i Seana, przy czym żadne z nich nie wie o tej drugiej osobie. Pierwsza zajmuje je Hilary, która wyrwawszy się spod nadopiekuńczych ramion mamy, pracująca w orkiestrze, czuje, że w końcu zaczyna żyć. W nocy, po uciążliwej podróży, powracając z wojska, pojawia się Sean. Będąc skrajnie wyczerpanym po prostu usypia koło dziewczyny nie zdając sobie sprawy z jej obecności. A cała afera rozpoczyna się dopiero rano. I jak tu pogodzić, spokojną, dobrze wychowaną i pracowitą dziewczynę, z byłym wojskowym, upartym i zdyscyplinowanym?
 
  Nie ukrywam, że miałam mieszane uczucia po przeczytaniu tego opowiadania. Niby nie było złe, ale do dobrych nie należy. Takie ciągłe wmawianie sobie, że nie mam prawa do czegoś i karanie się, bez powodu, strasznie mnie wkurza. Osobiście nie lubię takich zabiegów, a bohaterek, które dopasowują się jak giętka trawa przy mocnym wietrze, nie cierpię jeszcze bardziej. Skoro kobieta miała na tyle odwagi aby porzucić nadopiekuńczą matkę i wyjechać do innego miasta, to czemu nie ma odwagi pokazać swojego prawdziwego ja i charakteru przy mężczyźnie? Przy tym opowiadaniu dłużej zastanawiałam się czy kontynuować książkę.

  Ostatnie opowiadanie, "Specjalne życzenie", o Sarze i Nathanie zapowiadało się całkiem dobrze. Ona, samotna matka z poukładanym grafikiem, trochę strachliwa, ale z dumą. On, robotnik budowlany, którego miejsce zamieszkania zależne jest od pracy, buntowniczy, ale dokładny. Co ich połączyło? Pewnie zgadniecie. Chłopiec. I pies. Davy, bo tak miał na imię syn Sary, po śmierci dziadka, zaczął pisać do niego listy, z których dowiedzieć się można, jak bardzo pragnął posiadać psa i jak widziała to jego mama. Listy, które młody zawoził na cmentarz do grobu dziadka, nie pozostawały nieprzeczytane. Ich niewinność bowiem została naruszona przez Nathana, gdy w poszukiwaniu swego psa, odnalazł je ukryte. W ten sposób dowiedział się kilku szczegółów z życia samotnej matki oraz gdzie szukać swojego zwierzaka. I tak od słowa do słowa, pies bawił się często z Davym, a Sara zakochała się w Nathanie. Co jednak począć z terminem końcowym roboty, gdy ten tuż tuż? Jak możecie sobie wyobrazić, wątpliwości nie ma końca.

  To opowiadanie, podobnie jak poprzednie nie zwaliło mnie z nóg. Raczej znudziło. Może dlatego umiejscowione zostało jako ostatnie. W każdym razie, już wiadomo dlaczego miałam mieszane uczucia. Książka jako całość, wypadła w moich oczach zwyczajnie. Akcja żadnych z wyżej wymienionych opowiadań ani nie przyprawiła mnie o zawrót głowy, ani nie zaskoczyła swym rozwojem. Nie mogę jednak powiedzieć, że rumieńców na twarzy nie miałam, ponieważ bym skłamała. Z czystym więc sercem mogę ją polecić jako coś niezwykle lekkiego na wieczór bez planów bądź innej ciekawej pozycji. Harlequin nie zawiódł mnie tą książką, ponieważ tego się właśnie po nim spodziewałam.





 A to uwielbiam najbardziej w starych romansach. Delikatną grafikę, którą coraz trudniej spotkać we współczesnym romansie.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam :)
Będzie mi miło, gdy odwiedzając tę stronę, zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.
Pozdrawiam,
Crystal