tytuł: Dewajtis
autor: Maria Rodziewiczówna
przeczytana: 6 grudnia 2014
tytuł oryginału: -
data wydania: pierw.: 1889
polsk.: 2012
wydawnictwo: EDIPRESSE
tłumaczenie: -
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7769-398-8
kategoria: literatura piękna
moja ocena: 6/10
seria: Klasyka Literatury Kobiecej tom 2/45
"- Gdzie pana rozum i zastanowienie? Więc dla gawędy ludzkiej
rzucasz pan mnie i serce?... Więc próżna pycha większa panu niż uczucie? To
wstyd! Skarby, Poświcie! Któż je zbierał, czyja to praca, trud, starania? Albo
żem choć grosz dodała, i dlaczegóż mam cierpieć za to, że o kilkanaście tysięcy
jestem bogatsza od pana? Co nam do ludzi? Wstyd panu?...
- Wstyd będzie, gdy ulegnę! - odparł twardo.
Wzburzył
się w niej wszystko. Oczy sypały iskry, usta drżały.
- Więc pan odrzuca mą rękę i serce dlatego, że pan się wstydzi bogactwa?
Więc mamy dlatego zabić serce w piersi i odejść, jak obcy i obojętni, i nigdy
się nie spotkać? Cierpieć dla nędznego względu, a żyć bez uśmiechu, osłody, bez
bratniej dłoni, sami wydziedziczeni z uczuć i szczęścia? I to ma być z pana
strony wielkie kochanie?
Czy pan rozumie, żeś w tej chwili postawił na kartę wszystko, żeś pan
mnie zranił i obraził śmiertelnie, odrzucając moją dłoń, lekceważąc uczucie? I
pomyśl pan, co za gorycz zostałaby nam z życia, gdyby we mnie, jak w panu,
pycha była większa od miłości? Nie pomogłyby panu skarby i darmo byś kiedy padł
mi do nóg! Odtrąciłabym za odwet, dla dogodzenia fałszywej dumie!"
OPIS
"...
Co za gorycz zostałaby nam z życia, gdyby (...) pycha była większa od
miłości?"
Bardzi wysoko oceniona przez krytyków i
ukochana przez czytelników powieść Marii Rodziewiczówny urzeka niepowtarzalnym
klimatem i wzruszającym wątkiem miłosnym. Bohaterem jest Marek Czertwan,
przystojny i pracowity idealista, który opiekuje się majątkiem ślicznej Ireny
Oriwdówny. Gdy jednoczą się w walce o uratowanie mitycznego dębu Dewajtis,
wybucha między nimi uczucie. Tłem historii jest malownicza, niemal baśniowa,
zatopiona w dzikiej i bujnej przyrodzie Żmudź.
MOJA OPINIA
"...Co
za gorycz zostałaby nam z życia, gdyby (...) pycha była większa od
miłości?"
Autorka, Maria Rodziewiczówna (1863-1944)
jest jedną z najbardziej znanych polskich pisarek. Większość swego życia
spędziła na Polesiu, gdzie tworzyła i zajmowała się rodzinnym majątkiem.
Działała w społecznych organizacjach ziemiańskich, a w czasie I wojny światowej
i tuż po jej zakończeniu brała udział w akcjach opieki nad ofiarami wojny. Jej
twórczość to nie tylko pełne uroku romanse. W swoich powieściach poruszała
zagadnienia powstania styczniowego oraz podkreślała wartość i potrzebę
intensywnej pracy. Wiele miejsca poświęcała problemom kobiet.
"Dewajtis", książka wydana w 1889
roku jest dobrą przedstawicielką swych czasów. Wskazuje na to nie tylko język
powieści ale również i typowe swego czasu zachowania. Ciężka i od świtu do
zmierzchu praca w polu, szlachta i jej wyniosłość. A przede wszystkim są to
czasy, w których dane komuś słowo, obietnica, były świętością. Ktoś, kto
przysięgi nie dochował, okłamał czy okradł, okrywał się hańbą i niesławą na całe
swoje życie. Coś podobnego do dzisiejszych skandali, ale w przeciwieństwie do
tamtych czasów, skandale są i przemijają. Plama na honorze nigdy nie zblaknie.
"Dewajtis" jest drugą powieścią w
dorobku Marii Rodziewiczówny. Książka jest jaka jest, niestety z powodu,
istniejących w czasach drukowania, cenzury i lubowania się w cieniutkich
romansikach, w sam raz na długi wieczór. I w istocie, cała książka kręci się
wokół niewielu wątków. Są one przybijająco ziemskie i pospolite. Miłość, praca,
wiara, oddanie.
Miłość - oczywiście możemy ją znaleźć w
niemalże każdej książce, nie trudno więc sobie wyobrazić, że i w tej jest. I to
wielokrotnie. Główny bohater, oczywiście, niczym bohater tragiczny, jest czarną
owcą w domu. Macocha, choć nie ma do niego szczerej nienawiści, raczej go nie
kocha, a 'leci' po prostu na majątek jego ojca. Jej dzieci są najukochańszymi,
oczywiście, pod słońcem. A zwłaszcza Witold (hazardzista i pijak). W chwili gdy
umiera ojciec Marka, podarowuje mu brzemię, które dźwigał przez lata. Opiekę na
majątkiem Poświcia. Marek, obiecawszy, dbał o majątek oczywiście. Z szacunku do
ojca i danego słowa. Pracował całymi dniami, oszczędzając i gromadząc ile sił,
aby polepszyć swój byt. Jednakże życie w tamtych czasach nie było takie
kolorowe jakby można przypuszczać. Nie stało się tak, że Marek w końcu się
dorobił kroci i los się do niego uśmiechnął. W korowodzie różnych wydarzeń
oskarżano go o kradzież, uwłaszczenie, namawianie do sprzedaży majątku i
zaniedbanie. Oczywiście wiemy, że główny bohater jest szlachetny niczym
diament, a więc nie jest niczemu winny. Z reguły milczący i zamknięty w sobie,
tłumi wszystkie emocje i odczucia odpowiadając jedynie monosylabami. Nie czyni
to z niego oczywiście jakiegoś tępaka, raczej jest brany za mędrca.
Po wielu latach dbania o Poświcie, zjawia się
w końcu spadkobierczyni. Irenka Orwidówna. I wydawać by się mogło, że w końcu
dobiegnie koniec obowiązku ciążącego nad Markiem. Oczywiście, że nie. Majątek
oddał, ale zjawiło się tu jeszcze coś. Sądzę, że wystarczy jak napiszę,
że Irenka była młoda i piękna, wygadana i odważna. Wystarczy to aby zdobyć
serce mężczyzny. I tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania, miłość
rozkwita. I tu pojawia się sęk. Marek nie chce bogatej panny, ponieważ pochodzi
z innych sfer, z nizin.
Powieść mogłabym określić jako delikatny
romansik w tle z ówczesną mentalnością. Kiedyś pole było największym skarbem
jaki człowiek mógł posiadać. Pole karmiło właściciela i dawało mu zajęcie.
Prosta, nieskomplikowana egzystencja. Dlatego też raczej mnie nie uwiodła.
Sądzę, że jest to zasługą czasów, w jakich książka powstała. Wiadomo, że jest
to klasyka literatury, jednak nie znajdziemy tu zawrotnych zwrotów akcji, nie
doświadczymy szybkiego bicia serca w oczekiwaniu na rozwiązanie. Jednakże, jak
w każdym romansie, koniec książki jest smutnie przewidywalny. Happy end. Tak
musiało być.
FRAGMENTY
·
s.38 "Tylko
co jesień Dewajtis wspominał bohaterów, co pomarli, sławę, co minęła, ogień, co
zgasł, i żalem zdjęty, rozdzierał szaty i płakał. Ludzie obcy mówili: 'dąb
traci liście'; Żmujdzini szeptali: 'Dewajtis opłakuje stare czasy'."
·
s.69 "Język
ludzki młyn na plewy"
·
s.211 "Rozpacz
jak ćwiek powoli wbija się w mózg."