sobota, 6 grudnia 2014

Nieprzemijające piękno przeszłości - szelestu dębu


tytuł:                           Dewajtis
autor:                          Maria Rodziewiczówna
przeczytana:               6 grudnia 2014
tytuł oryginału:            -
data wydania: pierw.:  1889
                      polsk.:  2012
wydawnictwo:            EDIPRESSE
tłumaczenie:               -
liczba stron:               304
ISBN:                        978-83-7769-398-8
kategoria:                   literatura piękna
moja ocena:               6/10
seria:                         Klasyka Literatury Kobiecej tom 2/45


  "- Gdzie pana rozum i zastanowienie? Więc dla gawędy ludzkiej rzucasz pan mnie i serce?... Więc próżna pycha większa panu niż uczucie? To wstyd! Skarby, Poświcie! Któż je zbierał, czyja to praca, trud, starania? Albo żem choć grosz dodała, i dlaczegóż mam cierpieć za to, że o kilkanaście tysięcy jestem bogatsza od pana? Co nam do ludzi? Wstyd panu?...
  - Wstyd będzie, gdy ulegnę! - odparł twardo.
  Wzburzył się w niej wszystko. Oczy sypały iskry, usta drżały.
  - Więc pan odrzuca mą rękę i serce dlatego, że pan się wstydzi bogactwa? Więc mamy dlatego zabić serce w piersi i odejść, jak obcy i obojętni, i nigdy się nie spotkać? Cierpieć dla nędznego względu, a żyć bez uśmiechu, osłody, bez bratniej dłoni, sami wydziedziczeni z uczuć i szczęścia? I to ma być z pana strony wielkie kochanie?
  Czy pan rozumie, żeś w tej chwili postawił na kartę wszystko, żeś pan mnie zranił i obraził śmiertelnie, odrzucając moją dłoń, lekceważąc uczucie? I pomyśl pan, co za gorycz zostałaby nam z życia, gdyby we mnie, jak w panu, pycha była większa od miłości? Nie pomogłyby panu skarby i darmo byś kiedy padł mi do nóg! Odtrąciłabym za odwet, dla dogodzenia fałszywej dumie!"


OPIS
  "... Co za gorycz zostałaby nam z życia, gdyby (...) pycha była większa od miłości?"

  Bardzi wysoko oceniona przez krytyków i ukochana przez czytelników powieść Marii Rodziewiczówny urzeka niepowtarzalnym klimatem i wzruszającym wątkiem miłosnym. Bohaterem jest Marek Czertwan, przystojny i pracowity idealista, który opiekuje się majątkiem ślicznej Ireny Oriwdówny. Gdy jednoczą się w walce o uratowanie mitycznego dębu Dewajtis, wybucha między nimi uczucie. Tłem historii jest malownicza, niemal baśniowa, zatopiona w dzikiej i bujnej przyrodzie Żmudź.

MOJA OPINIA
  "...Co za gorycz zostałaby nam z życia, gdyby (...) pycha była większa od miłości?"
 
  Autorka, Maria Rodziewiczówna (1863-1944) jest jedną z najbardziej znanych polskich pisarek. Większość swego życia spędziła na Polesiu, gdzie tworzyła i zajmowała się rodzinnym majątkiem. Działała w społecznych organizacjach ziemiańskich, a w czasie I wojny światowej i tuż po jej zakończeniu brała udział w akcjach opieki nad ofiarami wojny. Jej twórczość to nie tylko pełne uroku romanse. W swoich powieściach poruszała zagadnienia powstania styczniowego oraz podkreślała wartość i potrzebę intensywnej pracy. Wiele miejsca poświęcała problemom kobiet.

  "Dewajtis", książka wydana w 1889 roku jest dobrą przedstawicielką swych czasów. Wskazuje na to nie tylko język powieści ale również i typowe swego czasu zachowania. Ciężka i od świtu do zmierzchu praca w polu, szlachta i jej wyniosłość. A przede wszystkim są to czasy, w których dane komuś słowo, obietnica, były świętością. Ktoś, kto przysięgi nie dochował, okłamał czy okradł, okrywał się hańbą i niesławą na całe swoje życie. Coś podobnego do dzisiejszych skandali, ale w przeciwieństwie do tamtych czasów, skandale są i przemijają. Plama na honorze nigdy nie zblaknie.

  "Dewajtis" jest drugą powieścią w dorobku Marii Rodziewiczówny. Książka jest jaka jest, niestety z powodu, istniejących w czasach drukowania, cenzury i lubowania się w cieniutkich romansikach, w sam raz na długi wieczór. I w istocie, cała książka kręci się wokół niewielu wątków. Są one przybijająco ziemskie i pospolite. Miłość, praca, wiara, oddanie.
  Miłość - oczywiście możemy ją znaleźć w niemalże każdej książce, nie trudno więc sobie wyobrazić, że i w tej jest. I to wielokrotnie. Główny bohater, oczywiście, niczym bohater tragiczny, jest czarną owcą w domu. Macocha, choć nie ma do niego szczerej nienawiści, raczej go nie kocha, a 'leci' po prostu na majątek jego ojca. Jej dzieci są najukochańszymi, oczywiście, pod słońcem. A zwłaszcza Witold (hazardzista i pijak). W chwili gdy umiera ojciec Marka, podarowuje mu brzemię, które dźwigał przez lata. Opiekę na majątkiem Poświcia. Marek, obiecawszy, dbał o majątek oczywiście. Z szacunku do ojca i danego słowa. Pracował całymi dniami, oszczędzając i gromadząc ile sił, aby polepszyć swój byt. Jednakże życie w tamtych czasach nie było takie kolorowe jakby można przypuszczać. Nie stało się tak, że Marek w końcu się dorobił kroci i los się do niego uśmiechnął. W korowodzie różnych wydarzeń oskarżano go o kradzież, uwłaszczenie, namawianie do sprzedaży majątku i zaniedbanie. Oczywiście wiemy, że główny bohater jest szlachetny niczym diament, a więc nie jest niczemu winny. Z reguły milczący i zamknięty w sobie, tłumi wszystkie emocje i odczucia odpowiadając jedynie monosylabami. Nie czyni to z niego oczywiście jakiegoś tępaka, raczej jest brany za mędrca.

  Po wielu latach dbania o Poświcie, zjawia się w końcu spadkobierczyni. Irenka Orwidówna. I wydawać by się mogło, że w końcu dobiegnie koniec obowiązku ciążącego nad Markiem. Oczywiście, że nie. Majątek oddał, ale zjawiło się tu jeszcze coś. Sądzę, że wystarczy jak napiszę, że Irenka była młoda i piękna, wygadana i odważna. Wystarczy to aby zdobyć serce mężczyzny. I tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania, miłość rozkwita. I tu pojawia się sęk. Marek nie chce bogatej panny, ponieważ pochodzi z innych sfer, z nizin.

  Powieść mogłabym określić jako delikatny romansik w tle z ówczesną mentalnością. Kiedyś pole było największym skarbem jaki człowiek mógł posiadać. Pole karmiło właściciela i dawało mu zajęcie. Prosta, nieskomplikowana egzystencja. Dlatego też raczej mnie nie uwiodła. Sądzę, że jest to zasługą czasów, w jakich książka powstała. Wiadomo, że jest to klasyka literatury, jednak nie znajdziemy tu zawrotnych zwrotów akcji, nie doświadczymy szybkiego bicia serca w oczekiwaniu na rozwiązanie. Jednakże, jak w każdym romansie, koniec książki jest smutnie przewidywalny. Happy end. Tak musiało być.

FRAGMENTY
·         s.38 "Tylko co jesień Dewajtis wspominał bohaterów, co pomarli, sławę, co minęła, ogień, co zgasł, i żalem zdjęty, rozdzierał szaty i płakał. Ludzie obcy mówili: 'dąb traci liście'; Żmujdzini szeptali: 'Dewajtis opłakuje stare czasy'."

·         s.69 "Język ludzki młyn na plewy"

·         s.211 "Rozpacz jak ćwiek powoli wbija się w mózg."