A book that makes you sad.
Książka, która czyni cię smutnym.
To "Medaliony" Zofii Nałkowskiej. Nie będę ukrywać, że to właśnie ona przyniosła mi wiele frasunków. Smutek, zadumanie, uświadomienie sobie, że wszystko to, co opisuje, to nie tylko historia, którą uczy się na lekcji w szkole, ale że ta właśnie historia to tysiące ludzkich żyć bez skrupułów wykorzystanych do pięcia się ku władzy; to tysiące ludzkich imion zapomnianych w ferworze walki o przetrwanie. Wszystko to, co autorka zawarła w tej króciutkiej książeczce, to brutalne opowieści świadków, bądź tych, którzy mieli niewyobrażalne szczęście, będące teraz ich ciężarem wspomnień.
Do tej pierwszej kategorii, czyli tych wartościowych i bogatych w humor opowieści mogę zaliczyć "Ominąć Święta" autorstwa Johna Grishama. To naprawdę przezabawna opowieść o parze starszych ludzi, którzy obchodząc Święta Bożego Narodzenia bez córki, pragną spędzić je w ciepłych krajach, przeskakując etap porządków świątecznych, prezentów, kartek z życzeniami i cudownego nastroju świątecznego. Możecie ją znać z filmu "Święta Last Minute", w której świetnie zagrali Tim Allen oraz Jamie Lee Curtis w rolach głównych.
Do tej drugiej kategorii książek, które mnie śmieszą swoją treścią, mogę zaliczyć wiele pozycji. Są one po prostu tak absurdalne i nielogiczne, jak tylko można sobie wyobrazić.
Pierwsze miejsce zajmuje seria Upadli autorstwa Thomasa E. Sniegoskiego. Większej głupoty chyba w życiu nie czytałam. Takiego rozczarowania z powodu marnej, całkowicie przewidywalnej akcji i płytkich bohaterów, to tylko ze świecą szukać. Nie wiem jak ktoś mógł to wydać, ale naprawdę podziwiam zapał osoby piszącej. Ja pogubiłabym się w tej treści i miała dość po kilku rozdziałach.
Drugie miejsce w kategorii książek żałosnych, że aż strach, to "Śmierć Anioła" Johna Sacka. Pisałam, że większej głupoty niż Upadli nie czytałam, pomyliłam się jednak. Sądzę, że to powinien być numer jeden. Na szczęście jest to książka jednotomowa i nie musiałam męczyć się z nią więcej. A teraz zdradzę Wam treść tej książki, ponieważ chcę Was uchronić od jej czytania. Opowiada ona o mężczyźnie, który posiadał umiejętność przekształcenia swojego ciała w wilka. Ale ta umiejętność raz była, a raz nie. Poznajemy go od chłopca, którego ojciec bije matkę, ponieważ ta nie chce się z nim kochać, w obawie przez urodzeniem dziecka z taką samą zdolnością. Czasy książki to rok około 1400, więc ludzie obawiali się takich rzeczy, jak metamorfoza. Wracając jednak do owego chłopca, to ma on na sumieniu wiele niegodziwości. Obmacywanie matki, wykorzystywanie każdej służącej, jaka się napatoczy, do przyjemności. Zrobienie dziecka oraz wyswobodzenie ze służby jednej z nich, porzucenie jej, próba odbioru dokumentu upoważniającego do wolności, wyrzucenie z domu... W międzyczasie poznaje kolejną kobietę, która później okazuje się jego siostrą, zgwałcenie jej, zamordowanie. Po drodze natknąć można się na dziadka głównego bohatera, który też zamienia się w wilka. Wrogość z biskupem (jakimśtam...).
Dosłownie absurd za absurdem. Tak chorej, ubogiej i beznadziejnej książki, która przyprawiła mnie niejednokrotnie o ból głowy, w życiu nie spotkałam. Nie życzę jej nikomu.
"Książę Cierni" Marka Lawrence'a. Nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, gdy pożyczyłam ją od znajomego. Mówił, że jest dobra, ale jakoś nie dawałam mu wiary. Ani opis, ani okładka specjalnie do mnie nie przemówiły. Gdy jednak zaczęłam czytać, moje usta ułożyły się zgrabnie w wielką literę O. Język, klimat książki są wprost niepowtarzalne. Atmosfera i tak strasznie precyzyjne opisy i porównania, trafiły natychmiast w wąską szczelinę w mojej skorupie odporności na słowa książki. Siedziałam tylko i czytałam. Moje biedne kości błagały o odrobinę pielęgnacji, a ja siedziałam dalej. Jednak najlepsze jest to, że Mark utrzymał się na takim samym poziome w tomie drugim. To chyba najtrudniejsze dla autora, gdy postawi sobie naprawdę wysoko poprzeczkę tomem pierwszym.
"Cmętarz Zwieżąt" Stephena Kinga. Wiecie jak dziwnie pisze się tytuł tej książki? Mózg mówi mi zdecydowanie coś innego, niż to co muszę napisać... Ale wracając do książki, sama się trochę dziwie czemu akurat ta pozycja, a nie jakaś miła historia o rodzinie, szczęśliwej rodzinie. Pewnie dlatego, że podobnie jak w książce, mój dom znajdował się blisko cmentarza. Właściwie za nim. Miałam całkiem spory kawałek pola do przejścia, ścieżkę i voila, jestem na miejscu. Nie ma tam co prawda pochowanych zwierząt (o ile się dobrze orientuję w temacie), jednak niemal codziennie mijałam to miejsce śpiesząc na autobus lub do domu.
Jeśli dotarliście aż na koniec postu, czytając całość, to jest z Was dumna. :) Z tym wyzwaniem jestem daleko za murzynami, można rzec. Dlatego powstał mały tasiemiec dziś. A jakie są Wasze wybory?
A book that makes you laugh.
Książka, która cię śmieszy.
Są dwa rodzaje książek, które mogę dopasować to tej kategorii. Książki, które są zabawne, posiadają błyskotliwą treść i słuszne spostrzeżenia. I książki, które są tak żałosne, że aż śmieszne. Do tej pierwszej kategorii, czyli tych wartościowych i bogatych w humor opowieści mogę zaliczyć "Ominąć Święta" autorstwa Johna Grishama. To naprawdę przezabawna opowieść o parze starszych ludzi, którzy obchodząc Święta Bożego Narodzenia bez córki, pragną spędzić je w ciepłych krajach, przeskakując etap porządków świątecznych, prezentów, kartek z życzeniami i cudownego nastroju świątecznego. Możecie ją znać z filmu "Święta Last Minute", w której świetnie zagrali Tim Allen oraz Jamie Lee Curtis w rolach głównych.
Do tej drugiej kategorii książek, które mnie śmieszą swoją treścią, mogę zaliczyć wiele pozycji. Są one po prostu tak absurdalne i nielogiczne, jak tylko można sobie wyobrazić.
Pierwsze miejsce zajmuje seria Upadli autorstwa Thomasa E. Sniegoskiego. Większej głupoty chyba w życiu nie czytałam. Takiego rozczarowania z powodu marnej, całkowicie przewidywalnej akcji i płytkich bohaterów, to tylko ze świecą szukać. Nie wiem jak ktoś mógł to wydać, ale naprawdę podziwiam zapał osoby piszącej. Ja pogubiłabym się w tej treści i miała dość po kilku rozdziałach.
Drugie miejsce w kategorii książek żałosnych, że aż strach, to "Śmierć Anioła" Johna Sacka. Pisałam, że większej głupoty niż Upadli nie czytałam, pomyliłam się jednak. Sądzę, że to powinien być numer jeden. Na szczęście jest to książka jednotomowa i nie musiałam męczyć się z nią więcej. A teraz zdradzę Wam treść tej książki, ponieważ chcę Was uchronić od jej czytania. Opowiada ona o mężczyźnie, który posiadał umiejętność przekształcenia swojego ciała w wilka. Ale ta umiejętność raz była, a raz nie. Poznajemy go od chłopca, którego ojciec bije matkę, ponieważ ta nie chce się z nim kochać, w obawie przez urodzeniem dziecka z taką samą zdolnością. Czasy książki to rok około 1400, więc ludzie obawiali się takich rzeczy, jak metamorfoza. Wracając jednak do owego chłopca, to ma on na sumieniu wiele niegodziwości. Obmacywanie matki, wykorzystywanie każdej służącej, jaka się napatoczy, do przyjemności. Zrobienie dziecka oraz wyswobodzenie ze służby jednej z nich, porzucenie jej, próba odbioru dokumentu upoważniającego do wolności, wyrzucenie z domu... W międzyczasie poznaje kolejną kobietę, która później okazuje się jego siostrą, zgwałcenie jej, zamordowanie. Po drodze natknąć można się na dziadka głównego bohatera, który też zamienia się w wilka. Wrogość z biskupem (jakimśtam...).
Dosłownie absurd za absurdem. Tak chorej, ubogiej i beznadziejnej książki, która przyprawiła mnie niejednokrotnie o ból głowy, w życiu nie spotkałam. Nie życzę jej nikomu.
Most overrated book.
Najbardziej przeceniana książka.
Nie ma co tu dużo pisać. Seria Zmierzch nadaje się tu idealnie.
A book you thought you wouldn't like, but ended up loving.
Książka, o której myślałeś, że Ci się nie spodoba, ale ją pokochałeś.
"Książę Cierni" Marka Lawrence'a. Nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, gdy pożyczyłam ją od znajomego. Mówił, że jest dobra, ale jakoś nie dawałam mu wiary. Ani opis, ani okładka specjalnie do mnie nie przemówiły. Gdy jednak zaczęłam czytać, moje usta ułożyły się zgrabnie w wielką literę O. Język, klimat książki są wprost niepowtarzalne. Atmosfera i tak strasznie precyzyjne opisy i porównania, trafiły natychmiast w wąską szczelinę w mojej skorupie odporności na słowa książki. Siedziałam tylko i czytałam. Moje biedne kości błagały o odrobinę pielęgnacji, a ja siedziałam dalej. Jednak najlepsze jest to, że Mark utrzymał się na takim samym poziome w tomie drugim. To chyba najtrudniejsze dla autora, gdy postawi sobie naprawdę wysoko poprzeczkę tomem pierwszym.
A book that reminds you of home.
Książka, która przypomina Ci o domu.
"Cmętarz Zwieżąt" Stephena Kinga. Wiecie jak dziwnie pisze się tytuł tej książki? Mózg mówi mi zdecydowanie coś innego, niż to co muszę napisać... Ale wracając do książki, sama się trochę dziwie czemu akurat ta pozycja, a nie jakaś miła historia o rodzinie, szczęśliwej rodzinie. Pewnie dlatego, że podobnie jak w książce, mój dom znajdował się blisko cmentarza. Właściwie za nim. Miałam całkiem spory kawałek pola do przejścia, ścieżkę i voila, jestem na miejscu. Nie ma tam co prawda pochowanych zwierząt (o ile się dobrze orientuję w temacie), jednak niemal codziennie mijałam to miejsce śpiesząc na autobus lub do domu.
Jeśli dotarliście aż na koniec postu, czytając całość, to jest z Was dumna. :) Z tym wyzwaniem jestem daleko za murzynami, można rzec. Dlatego powstał mały tasiemiec dziś. A jakie są Wasze wybory?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam :)
Będzie mi miło, gdy odwiedzając tę stronę, zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.
Pozdrawiam,
Crystal