piątek, 12 czerwca 2015

Po drugiej stronie nieba

tytuł:                           Po drugiej stronie nieba
autor:                          Edmund Cooper
przeczytana:               9 czerwca 2015
tytuł oryginału:            "A Far Sunset"
data wydania: pierw.:  1967
                      polsk.:  1987
wydawnictwo:            ALFA
tłumaczenie:               Alicja Skarbińska
liczba stron:                208
ISBN:                        83-7001-121-7
kategoria:                   sci-fi
moja ocena:                7/10
seria:                          Biblioteka Fantastyki tom 8

OPIS
  Edmund Cooper (1926-1982), pisarz brytyjski, z wykształcenia nauczyciel, karierę zawodową zaczynał jednak od służby na statku handlowym, nim całkowicie poświęcił się twórczości literackiej. Zadebiutował w latach pięćdziesiątych licznymi opowiadaniami zamieszczanymi w magazynach sf; jego pierwsza powieść pt. The Uncertain Midnight (inny tytuł: Deadly Image) ukazała się w roku 1958. Wydał kilkanaście powieści; w Polce, nie licząc niniejszej, ukazały się dotąd Testament Overmana (1971) i Zdobywca przestworzy (1973). Po wydaniu tej pierwszej w Polsce wielokrotnie wyrażał chęć odwiedzenia naszego kraju; niestety ciężka choroba mu to uniemożliwiła. Honorarium za tę książkę kilka miesięcy przed śmiercią przekazał Dzieciom Warszawy.

MOJA OPINIA
  Najważniejsze osiągnięcia Edmunda Coopera, bądź też te, o których powinniśmy pamiętać, podało nam Wydawnictwo ALFA, na okładce książki. Przede wszystkim jednak należy wiedzieć, i tu podzielam to zdanie, że miał on szeroko rozbudowaną wyobraźnię, co zaprezentował w swej książce Po drugiej stronie nieba.

  Po drugiej stronie nieba znajduje się Altair Pięć. I tam właśnie dzieje się cała akcja książki. Głównym jej bohaterem jest Paul Marlowe. Przebył on na tę planetę wraz z 11 innymi członkami załogi Gloria Mundi. Chcąc zbadać planetę grupa podzieliła się. Z tej, w której był Paul, tylko on przetrwał. Reszta, przetrzymywana w lochach Baya Nor (Altair Pięć), popełniła samobójstwo. Być może wykształcenie psychologiczne i pedagogiczne pomogło mu w codziennej marnej egzystencji w zamknięciu. Tego nie wiadomo. Po bardzo długim okresie więziennym, u kresu myśli samobójczych, Enka Ne (bóg-król na Baya Nor), uwolnił Poula Mer Lo, dając mu monetę handlową oraz noję (służkę, kobietę, dokładnie nie wiadomo jaką ona miała pełnić rolę). Bóg-król ułaskawił go, lecz nakazał aby odcięto mu najmniejsze palce u rąk. Bajańczycy bowiem mieli po cztery palce u każdej z dłoni, przy czym reszta ciała była podobna do Ziemskiej. Bajańczycy byli bardzo prostym ludem. Mieli swoją wyrocznię, która wybierała corocznie nowego Enke Ne. Uprawiali kappę i polowali na zwierzęta. Obchodzili krwawe rytuały, wierząc w nie święcie i nie podważając faktu, że poświęcenie trzech młodych dziewczynek i wyrwanie im serca jest niehumanitarne. Taka jest wola Oruri - bóstwa, które ich stworzyło.

  "O ile Baya Nor nie było mocne w nauce, z pewnością było mocne w sztuce - pokolenia rzeźbiarzy i kamieniarzy, którzy rzeźbili miasto z ciemnego, ciepłego piaskowca, zostawiły za sobą pomniki majestatu i klasycznych linii. Odrzucając język pisany artyści elokwentnie stworzyli wspólny testament w języku formy i kompozycji. Poślubili wodę z kamieniem i stworzyli żywą, ruchomą poezję fontann, światła słonecznego, cienia i piaskowca, która stanowiła pieśń radości ku czci Oruri."

  Puol Mer Lo stał się nauczycielem na Baya Nor. Lecz Paul Marlowe tęsknił za Ziemią i przeklinał swoją ciekawość i chęć poznania nowej inteligentnej cywilizacji. Rozpamiętywał chwile minione, które ulotne i przeszłe, nie mogły do niego powrócić - swoją żonę i podróż na planetę. Kilkadziesiąt lat świetlnych hibernacji i opuszczenie swojego rodzinnego domu - wszystko po to, aby odkryć nową zamieszkałą planetę. Planetę o niskim rozwoju technicznym, z władzą absolutną.

  "- Szah Szanie, jesteś pierwszym człowiekiem, który sprawił, że łzy napływają mi do oczu.
  - Miejmy nadzieję, że także i ostatnim. Nie wiem nic o nowym bogu-królu. Już go znaleziono, już go kształcą. Ale nic o nim nie wiem. Możliwe, że będzie bardziej - no, jak to się mówi?
  - Ortodoksyjny? - podpowiedział Paul.
  - Tak, bardziej ortodoksyjny. Może będzie kładł nacisk przede wszystkim na tradycję. Musisz być ostrożny. - Szah Szan roześmiał się. - Pamiętasz, co się stało, kiedy pokazałeś nam koło?
  - Zginęło trzech ludzi - odparł Paul. - Ale teraz twoi obywatele używają wózków, taczek, riksz.
  Szah Szan pociągnął duży łyk z kappy.
  - Nie, Paul, źle liczysz. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale Enka Ne był zmuszony zabić stu siedemnastu kapłanów, przede wszystkim z Zakonu Ślepych, żeby uchronić twoje życie i pozwolić na budowanie wózków. To wysoka cena, prawda?
  Paul Marlowe spojrzał na niego przerażony."

  Po drugiej stronie nieba ma w sobie pewne cechy, które bardzo lubię. Fantastykę, pomysł na książkę, stopniowanie ważnych wydarzeń, tajemnicę, która wyjaśnia się w czasie trwania akcji. Podobał mi się również sposób, w jaki książka została napisana. Język bajański zawierał niewiele słów, więc i zdania napisane były niezwykle oszczędnie i prosto. Nie wszystko było w książce było szczęśliwe, wręcz przeciwnie. Odniosłam wrażenie, że cała książka jest bardziej smutna i przygnębiająca niż być powinna. Główny bohater cierpi, ponieważ wie, że po autodestrukcji statku kosmicznego, nie ma powrotu na Ziemię i zawsze pozostanie obcy na Baya Nor. Jest rozdarty pomiędzy ziemskiego Paula Marlowe, a Poul Mer Los - Bajańczyka. Czasami można się pogubić, co on właściwie zamierza, ponieważ jednego dnia jest w depresji, innego zaś widzi przed sobą spokojną przyszłość. Również fragmenty będące wspomnieniami są dziwnie wpasowane w książkę, ponieważ nie są oznaczone. Dopiero po kilku zdaniach można zorientować się o jakim czasie mowa. To utrudniało mi czytanie.

  W kilku zdaniach mogę określić tę książkę jako dobrą, ale nie rewelacyjną. Stare, dobre science fiction, idealne na długi wieczór. Dla każdego miłośnika podróży międzyplanetarnych oraz ciekawych jak ta inna, inteligentna cywilizacja mogłaby wyglądać. Polecam z czystym sercem.

  "- Widzę wygraną. Znajdziemy planetę z warunkami do życia typu ziemskiego. Mogą nawet być na niej istoty inteligentne.
  - Łatwo nie rezygnujesz, co?
  - Pewno, że nie. Tak, jestem przekonany, ze spotkamy istoty inteligentne... I sądzę, że chyba spotkamy się w Samarze.
  Ann uśmiechnęła się.
  - A cóż to znowu za Samara?
  - Chcesz powiedzieć, że nigdy nie słyszałaś o spotkaniu w Samarze?
(...)
  - To wschodnia opowieść - zaczął Paul. - Służący pewnego bogacza z Bagdadu czy Basry, czy czegoś takiego poszedł na zakupy. Ale na targu spotkał śmierć, która dziwnie na niego spojrzała... Sługa popędził do domu i mówi do swojego pana: 'Panie, na targu spotkałem śmierć, która spojrzała na mnie tak, jakby chciała się o mnie upomnieć. Pożycz mi swojego najszybszego konia, żebym mógł pojechać do Samary. Będę tam przed nocą i w ten sposób ucieknę śmierci'.
  - Zupełnie słusznie - stwierdziła Ann. - Osiem punktów za inicjatywę.
  - A właśnie - powiedział Paul. - Służący przejawił zbyt wiele inicjatywy. Bogacz pożyczył mu konia i służący wyruszył z dużą prędkością do Samary. Ale kiedy już pojechał, bogacz pomyślał: 'To przesada. Mój służący jest świetnym służącym. Będzie mi go brak. Śmierć nie ma prawa go niepokoić. Chyba pójdę na targ i powiem jej, co o tym myślę'.
(...)
  - Bogacz poszedł na targ i przycisnął śmierć do muru. 'Posłuchaj, no - powiedział, może trochę innymi słowami. - Dlaczego niepokoisz mojego służącego?' Śmierć ubawiła się. 'Panie - powiedziała - ja tylko spojrzałam na niego ze zdziwieniem'. 'A to dlaczego? - spytał bogacz. - To przecież zwykły służący'. 'Spojrzałam na niego ze zdziwieniem - wyjaśniła śmierć - bo nie spodziewałam się go tu zobaczyć. Przecież mam się z nim spotkać dopiero dziś wieczorem - w Samarze'."

  Taka jest wola Oruri.


Książka bierze udział w następujących wyzwaniach:
    

14 komentarzy:

  1. Nigdy nie słyszałam o tej książce:) Dla mnie chyba nazbyt fantastyczna:) Mimo to na pewno znajdą się jacyś koneserzy takiej literatury:)Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przyznać, że książka jest osobliwa. To w ogóle inny świat, dalece różny od obecnego. Ja przeczytałam z chęcią, wiem jednak, że nie każdemu może się coś takiego spodobać, więc nie zmuszam do czytania :)

      Usuń
  2. Jakoś nigdy nie mogłam się przekonać do sci-fi z tego względu, że każda książka z tego gatunku po jaką sięgnęłam wydawała mi się aż nazbyt zakręcona i często nie mogłam ogarnąć tego co czytam,dlatego raczej sobie daruję lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich książkach, jak sci-fi należy zaakceptować fakt, że nigdy nie będzie wiedziało się wszystkiego o danym świecie, ponieważ to jest przyszłość, a jej nigdy nie można być pewnym. Opisanie jej całej w książce również nie jest możliwe. Ja po prostu lubię fantazjować i dlatego czytam takie powieści :)
      A nikogo nie zmuszam, staram się tylko zachęcić :)

      Usuń
  3. 208 stron to rzeczywiście lektura na jeden wieczór, no góra dwa. Wydanie z 1987 roku napewno miało też w sobie coś "magicznego". Może wyjdę na dziwaka ale lubie zapach papieru z takich starych książek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również lubię taki zapach. Mój kot także. I tu jest problem. Zawsze porozrzuca mi książki po pokoju i to głównie te stare... ;)

      Usuń
  4. myślę, że mogłabym spróbować sięgnąć po coś starszego. zwłaszcza fantastykę.
    a jej mała ilość stron tylko jeszcze bardziej zachęca. :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli juz sie zdecydujesz, chetnie poczytam o Twoich wrazeniach :)

      PS Nie mam polskich znakow... :(

      Usuń
  5. Kolejna książka o której do tej pory nie słyszałam, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dlatego, że już ich nie publikują, nie miały rozgłosu i ślepy przypadek zadecydował, że ktoś je przeczyta. Ja również trafiłam na nią przypadkiem, gdy kupowałam zbiór powieść sf na allegro :)

      Usuń
  6. Nie próbowałam jeszcze tego gatunku i na razie kompletnie mnie do niego nie ciągnie. Ja wiem, że to też fantasy i sądzę, że mogłabym się dać wciągnąć, ale jednak,,, niekoniecznie mam ochotę. A dziwny rozdział w książce, w sensie, że pmiędzy narracją właściwą a wspomnieniami też nie działa na korzyść... Odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sf jest faktycznie podobne do fantasy, ale należy zaakceptować fakt, że nigdy nie wie się wszystkiego o świecie, w którym dzieje się akcja. Ja tam lubię coś podobnego :) Ale nie mogę nikogo zmusić. Dobór lektur zależy tylko i wyłącznie od nas samych :)

      Usuń
  7. Taka "starsza" fantastyka nie do końca do mnie przemawia, a sf to już w ogóle nie moja bajka, więc odpuszczę sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię :) Wiadomo, dla każdego co innego ;) dlatego tyle książek się pisze :)

      Usuń

Witam :)
Będzie mi miło, gdy odwiedzając tę stronę, zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.
Pozdrawiam,
Crystal