wtorek, 19 marca 2013

Sprawiedliwość wezyra


tytuł:                            Sprawiedliwość wezyra
autor:                           Christian Jacq
posiadam skąd:            pożyczona od brata G. K.
posiadam od:               -
przeczytana:                
tytuł oryginału:              „La Justice du Vizir”
data wydania: pierw.:    1994
                     polsk.:    1999, 2000
wydawnictwo:               Libros
tłumaczenie:                Wanda Błońska
liczba stron:                 320
ISBN:                          83-7227-710-9
kategoria:                    historyczna
moja ocena:                 8/10
seria:                           Egipski sędzia t.3/3



OPIS
  Dzięki zaletom zawodowym i moralnym sędzia Pazer zostaje wyniesiony przez faraona do godności wezyra, najwyższego świeckiego urzędnika w państwie Ramzesa II. Jego żona Neferet obejmuje urząd naczelnego lekarza w kraju. Jednak spiskowcy nie składają broni. Za pomocą skradzionego z Wielkiej Piramidy świętego testamentu bogów przystępują do dezorganizacji państwa; wynajmują płatnego mordercę, który ma raz na zawsze usunąć niepokornego sędziego…


FRAGMENTY
·   ~ Papirus Sallier I (British Museum 1018) recto VIII. 7
„Raduj się, raduj, ziemio cała,
Bo powróciła sprawiedliwość!
Przybywajcie, sprawiedliwi, i rozmyślajcie;
Sprawiedliwość zwyciężyła zło,
Występni padli na twarz
Chciwi zostali skazani.”

MOJA OPINIA


ZACZERPNIĘTE Z KSIĄŻKI – Sprawiedliwość wezyra

·   rozdział 1


  Zdrada przynosiła wielkie zyski. Pyzaty, czerwony na twarzy, zniszczony Jarrot wypił trzecią czarkę białego wina, gratulując sobie właściwego wyboru. Kiedy był kancelistą u Pazera, który został wezyrem Ramzesa Wielkiego, pracował za dużo i zarabiał za mało. Odkąd poszedł na służbę do Bel-Trana, największego wroga wezyra, jego życie poprawiło się z dnia na dzień. Płacono mu za każdą informację o przyzwyczajeniach wezyra. Jarrot miał nadzieję, że dzięki poparciu Bel-Trana oraz fałszywemu świadectwu jednego z jego zauszników uzyska rozwód z winy żony i opiekę nad córką, przyszłą tancerką.
  Były sekretarz sądowy wstał przed świtem z okropną migreną, choć nad ekonomiczną stolicą Egiptu, Memfisem, położonym na styku Delty i doliny Nilu, trwała jeszcze noc.
  Z tak cichej zazwyczaj uliczki dobiegły go jakieś szepty.
  Jarrot odstawił czarkę. Odkąd zdradzał Pazera, pił coraz więcej. Nie żeby dręczyły go wyrzuty sumienia, lecz dlatego, że wreszcie stać go było na dobre wina i pierwszorzędne piwa. Nieugaszone pragnienie wciąż paliło mu gardło.
  Pchnął drewnianą okiennicę i wyjrzał na zewnątrz.
  Nikogo.
  Mrucząc pod nosem, pomyślał o wspaniałym dniu, który go czekał. Dzięki Bel-Tranowi opuści to przedmieście i przeniesie się do lepszej dzielnicy, bliżej centrum. Już dziś wieczorem zamieszka w pięciopokojowym domu z ogródkiem, jutro zaś otrzyma posadę i tytuł inspektora finansów w podległym Bel-Tranowi ministerstwie.
  Był tylko jeden kłopot: mimo cennych wskazówek, jakich dostarczał Bel-Tranowi, Pazera jeszcze nie wyeliminowano, zupełnie jakby strzegli go bogowie. Ale szczęście niebawem się odwróci.
  Na dworze ktoś chichotał.
  Zaniepokojony Jarrot przyłożył ucho do drzwi prowadzących na ulicę. I nagle zrozumiał: ta banda chłopców znowu zabawiała się smarowaniem ochrą po fasadach domów!
  Wściekły otworzył szeroko drzwi.
  Przed sobą dojrzał otwarty pysk hieny. Olbrzymiej samicy z pianą na pysku i zaczerwienionymi oczyma. Wydała okrzyk przypominający śmiech z zaświatów i skoczyła mu do gardła.


  Hieny zazwyczaj oczyszczały pustynię, pożerając padlinę, i nie zbliżały się do ludzkich osad. Wbrew swoim zwyczajom kilkanaście dzikich zwierząt zapuściło się na przedmieścia Memfisu i zabiło niejakiego Jargota, byłego kancelistę i pijaka, którego nie znosili sąsiedzi. Drapieżne zwierzęta odpędzili zbrojni w kije mieszkańcy dzielnicy, ale wszyscy interpretowali ten dramat jako złą wróżbę dla przyszłości Ramzesa, którego autorytetu nikt dotąd nie podważał. W porcie, w arsenałach, dokach, koszarach, w dzielnicach  Sykomoru, Muru Krokodyla czy Kolegium Medycznego, na targach i w warsztatach rzemieślniczych wszystkim na usta cisnęły się te same słowa: „Rok hien!”.
  Kraj osłabnie, wylew będzie kiepski, ziemia jałowa, zmarnieją sady, zabraknie owoców, jarzyn, ubrań i maści. Beduini napadną na pola Delty, zachwieje się tron faraona. Rok hien to zerwanie z harmonią, szczerba, przez którą wcisną się siły zła!
  Szeptano, że Ramzes Wielki nie jest już zdolny odeprzeć tego nieszczęścia. Wprawdzie za dziewięć miesięcy odbędzie się święto odrodzenia, które przywróci monarsze siłę, niezbędną, by stawił czoło przeciwnikowi i zwyciężył go, ale czy to święto nie nadejdzie zbyt późno? Pazer, nowy wezyr, jest młody i niedoświadczony. Fakt, iż podjął swą funkcję w roku hien, przyniesie mu klęskę.
  Jeśli króle nie ochrania już swego ludu, i on sam, i lud zginą w żarłocznej paszczy ciemności.


  Był koniec stycznia i lodowaty wiatr hulał po nekropolii Sakkary, nad którą wznosiły się gigantyczne schody do nieba – piramida faraona Dżesera. Trudno byłoby rozpoznać tę  parę ciepło okrytych ludzi, rozmyślający w kaplicy grobowej mędrca Branira. Otuleni w ciepłe tuniki z długimi rękawami, z zeszytych pasów materiału, Pazer i Neferet odczutali w milczeniu hieroglify wyryte w pięknym wapieniu:
  Żywi, którzy jesteście na ziemi i przechodzicie obok tego grobu, wy, co kochacie życie i nienawidzicie śmierci, wymówcie moje imię, aby i ja żył, odmówcie w mojej intencji ofiarną formułę.
  Duchowy mistrz Pazera i Neferet, Branir, został zamordowany. Kto okazał się tak okrutny, że wbił mu w kark igłę z masy perłowej, aby nie objął funkcji wielkiego kapłana Karnaku, a na dodatek oskarżył jeszcze o ten mord jego ucznia, Pazera? Choć śledztwo nie posunęło się naprzód, Pazer i Neferet poprzysięgli sobie, że dotrą do prawdy, nie bacząc na żadne ryzyko.
  Do kaplicy zbliżyła się chuda postać o szerokich, czarnych i zarośniętych brwiach, wąskich ustach, nie kończących się rękach i cienkich nogach. Mumifikator Dżui większość czasu spędzał na preparowaniu zwłok, by je przekształcić w Ozyrysa.
  - Chcesz zobaczyć miejsce swojego grobu? – zapytał Pazera.
  - Już idę.
  Wezyr Pazer, smukły szatyn o wyniosłym czole i zielonkawych oczach z brunatnymi plamkami, otrzymał od Ramzesa Wielkiego misję ocalenia Egiptu przed spiskiem, który zagrażał tronowi. Początkujący prowincjonalny sędzia, przeniesiony do Memfisu, młody Pazer, którego imię znaczyło „ten, co dostrzega w dali”, odmówił poręczenia administracyjnego nieprawidłowości i odsłonił straszliwy dramat, do którego klucz przekazał mu sam władca.
  Spiskowcy zamordowali honorową wartę Sfinksa z Gizy, by korytarzem, który zaczynał się między łopatkami gigantycznego posągu, a prowadził do wnętrza Wielkiej Piramidy, dotrzeć do ośrodka energii duchowej kraju. Włamali się do sarkofagu Cheopsa i skradli testament bogów, który uprawomocniał władzę faraona. Jeśli władca nie okaże go kapłanom, dworowi i ludowi w czasie święta odrodzenia, które wyznaczono na dwudziestego lipca, dzień nowego roku, będzie musiał abdykować i przekazać państwową nawę jakiejś mrocznej istocie.
  Ramzes zaufał Pazerowi, bo młody sędzia okazał się nieugięty i odrzucił wszelki kompromis kosztem kariery, a nawet narażając własne życie. Mianowany wezyrem, najwyższym sędzią, panem królewskiej pieczęci, szefem tajemnic, dyrektorem wszelkich praw faraona, premierem Egiptu, Pazer musiał spróbować wszystkiego, aby ocalić kraj przed ruiną.
  Idąc aleją wzdłuż grobów, Pazer przyglądał się swojej żonie, Neferet, której piękność zachwycała go coraz bardziej. Ciemnobłękitne oczy, jasne włosy, czysty owal delikatnej twarzy… była szczęściem i radością życia. Gdyby nie ona, byłby się załamał pod ciosami losu.
  Neferet, która po długich walkach została naczelny lekarzem królestwa, lubiła leczyć. Od mędrca Branira, lekarza i radiestety, przejęła zdolność rozpoznawania natury chorób i umiejętność usuwania ich przyczyn. Na szyi nosiła ofiarowany jej przez mistrza turkus, który oddalał nieszczęścia.
  Ani Paze, ani Neferet nie pragnęli tak wysokich funkcji. Ich najgorętszym pragnieniem było zamieszkać w jakiejś wiosce w okolicach Teb i żyć tam szczęśliwie pod słońcem Górnego Egiptu. Bogowie zdecydowali jednak inaczej. Jako jedyni dopuszczeni do tajemnicy faraona, będą dzielnie walczyć, choć władza, jaką dysponują, jest raczej iluzoryczna.
  - Tu tutaj – rzekł mumifikator, wskazując puste miejsce obok grobu jakiegoś dawnego wezyra. – Jutro kamieniarze rozpoczną pracę.
  Pazer skinął głową. Pierwszym obowiązkiem osoby na jego stanowisku było przygotowanie dla siebie wiecznego domu, w którym będzie przebywać wraz z małżonką.
  Mumifikator oddalił się powolnym i zmęczonym krokiem.
  - Może nigdy nie spoczniemy na tym cmentarzu – powiedział ponuro Pazer. – Wrogowie Ramzesa jasno zadeklarowali chęć porzucenia tradycyjnych rytuałów. Oni chcą zniszczyć świat, nie człowieka.
  Stadło skierowało się ku wielkiemu dziedzińcowi przed piramidą schodkową. To tu podczas święta odrodzenia Ramzes powinien ukazać testament bogów, którego już nie miał.
  Pazer był przekonany, że zabójstwo jego mistrza wiąże się ze spiskiem. Identyfikacja mordercy naprowadziłaby go na ślad złodziei i może pozwoliłaby rozsunąć wnyki pułapki. Pozbawiony pomocy swego przyjaciela i duchowego brata, Sutiego, którego skazano na rok fortecy za małżeńską niewierność, wciąż rozmyślał o sposobie jego uwolnienia. Ale będąc sam panem sprawiedliwości, pod groźbą odwołania z funkcji nie mógł faworyzować kogoś bliskiego.
  Wielki dziedziniec Sakkary narzucał niezrównaną wielkość czasów piramid. Tutaj wcieliła się duchowa przygoda faraonów, tu północ połączyła się z południem, tworząc świetliste i potężne królestwo, którego dziedzicem był Ramzes. Pazer objął czule Neferet. W olśnieniu podziwiali surową budowlę, widoczną ze wszystkich miejsc nekropoli.
  Za plecami usłyszeli odgłos kroków.
  Odwrócili się. Zbliżał ku nim silnie zbudowany mężczyzna średniego wzrostu o okrągłej twarzy. Miał czarne włosy i pulchne kończyny, szedł szybko i wydawał się zdenerwowany. Pazer i Neferet spojrzeli po sobie, nie dowierzając własnym oczom.
  To był on, Bel-Tran, ich zagorzały wróg i dusza spisku.
  Bel-Tran, naczelnik Podwójnego Białego Domu, minister ekonomii, obdarzony niezwykłą zdolnością do kalkulacji, niestrudzony pracownik, wystartował z samego dołu społecznej drabiny. Fabrykant papirusu, a potem główny skarbnik spichrzów udawał, że wspomaga Pazera, by kontrolować jego poczynania. Gdy wbrew wszelkim staraniom ten został wezyrem, Bel-Tran odrzucił maskę szczerego przyjaciela. Pazer pamiętał jego skrzywioną grymasem twarz i pogróżki: „Bogowie, świątynie, odwieczne mieszkania, rytuały. To wszystko jest śmieszne i przestarzałe. Nie masz cienia świadomości nowego świata, w który wkraczamy. Twój świat jest przeżarty, przegryzłem wszystkie jego podpory!”.
  Pazer uznał, że nie należy aresztować Bel-Trana. Najpierw musi zniszczyć utkaną przez niego pajęczynę, rozerwać sieć zależności i odnaleźć testament bogów. Bel-Tran chwalił się przecież, że zaraził gangreną cały kraj.
  - Nie zrozumieliśmy się – powiedział teraz słodkawym tonem. – Żałuję tych gwałtownych słów. Wybacz mi porywczość, Pazerze. Bardzo cię szanuję i podziwiam. Przemyślawszy rzecz, jestem przekonany, że porozumiemy się w zasadniczych sprawach. Egipt potrzebuje dobrego wezyra, a ty nim jesteś.
  - Co kryją te pochlebstwa?
  - Po co się szarpać, skoro porozumienie pozwoli uniknąć wielu nieprzyjemności? Sam dobrze wiesz, że Ramzes i jego rządy są skazane na zagładę. Ty i ja możemy jednak podążać za postępem.
  Nad wielkim dziedzińcem Sakkary wędrowny sokół kreślił koła po lazurowym niebie.
  - Twój żal to tylko hipokryzja – wtrąciła Neferet. – Nie licz na żadne porozumienie.
  W oczach Bel-Trana zabłysła złość.
  - To twoja ostatnia szansa, Pazerze. Albo się podporządkujesz, albo cię wyeliminuję.
  - Opuść natychmiast to miejsce. Jego światłość nie może ci służyć.
  Rozwścieczony minister ekonomii obrócił się na pięcie.
  Pazer i Neferet, ująwszy się na ręce, obserwowali sokoła, który odleciał na południe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam :)
Będzie mi miło, gdy odwiedzając tę stronę, zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.
Pozdrawiam,
Crystal