środa, 11 czerwca 2014

Ferdydurke - Witold Gombrowicz


tytuł:                           Ferdydurke
autor:                          Witold Gombrowicz
posiadam od:              -
przeczytana:               7 kwietnia 2013
tytuł oryginału:           -
data wydania: pierw.: -
                      polsk.: 1938, 1997
wydawnictwo:           Wydawnictwo Literackie
tłumaczenie:               -
liczba stron:               288
ISBN:                       83-08-02752-0
kategoria:                  klasyka polska
moja ocena:              6/10
seria:                         Lekcja Literatury



OPIS
LEKCJA LITERATURY
Najciekawsze teksty
polskiej i światowej literatury
z komentarzami
wybitnych artystów, krytyków i filozofów
dla ucznia, studenta, nauczyciela.

MOJA OPINIA
  Dość osobliwa lektura. Przez niewielu zrozumiana, a przez zbyt wielu wyśmiana i wykpiwana. Wielu wielkich artystów ma taki problem, iż dzieła ich są niedoceniane i z tym również problemem spotkał się Witold Gombrowicz. Powieść „Ferdydurke” jest jego głośno-niemym odzewem na negatywne przyjęcie przez krytyków i społeczeństwo jego wcześniejszego dzieła, noszącego tytuł „Pamiętnik z okresu dojrzewania”.
  „…niedojrzałość drastyczne pojęcie, jeśli sam siebie uznasz niedojrzałym, któż cię dojrzałym uzna? Czyliż nie rozumiesz, że pierwszym warunkiem dojrzałości, bez którego ani, ani, jest – samemu uznać się dojrzałym? Lecz mnie się zdawało, że wprost nie wypada zbyt łatwo i tanio zbywać smarkacza w sobie, że Dorośli zbyt są bystrzy i wnikliwi, aby dali się oszukać, i że temu, kogo smarkacz ściga nieustannie, nie wolno ukazać się publicznie bez smarkacza. Za poważny może miałem stosunek do powagi, zanadto przeceniłem dorosłość dorosłych.”
  Tak wypowiada się sam autor o swoim dziele, jego odbiorze i pomyłce.
  Książka „Ferdydurke” ośmiesza szkolnictwo, a tym samym dorosłych i ich niedorosłą dorosłość. Co innego być pełnoletnim, a zupełnie co innego dorosłym. Bo czyż dorośli nie są tylko nazbyt wyrośniętymi dziećmi z „gębą” nader dojrzalszą niż w wieku szesnastu lat?
  Wyobraźmy sobie zwykłego obywatela. Dajmy na to, takiego Józefa K. W dniu swoich trzydziestych urodzin (co jest swojego rodzaju półmetkiem życia) budzi się i nie potrafi określić kim tak naprawdę w życiu się stał. Ni to lekarz, ni kominiarz, ni nikt. Aż tu nagle w drzwiach jego domu pojawia się nauczyciel, który zabiera go do szkoły, w której nie jest już trzydziestolatkiem, a siedemnastolatkiem. Nauczyciele, to jedna wielka pomyłka, a każdy z nich ma w sobie cechę, która od nich odstrasza, aby tylko uczniowie ich nie polubili. Podczas przerw pomiędzy lekcjami chłopców doglądają ich matki, zza płotu. Kicz. Wmawiano im, że są niewinni w swoim zachowaniu, a oni naiwni, chcąc stać się winnymi, naiwnie wpadali pułapkę nauczycieli. By stać się winnymi, gwałcą słowami, a swoistym symbolem zła i grzechu staje się, zamienione na wulgarne, słowo „pupa”. Szkolnictwo to jedna wielka porażka.
  Następnie Wspomniany już Józef K. trafia do rodziny Młodziakowych, gdzie wszystko jest nowoczesne i przesycone nowoczesnością. Aż nazbyt nowoczesne.
  W powieści „Ferdydurke” szkoła jest oddzielną Scyllą, która nie przyjmuje niczego poza starymi rytuałami i zwyczajami, nowoczesność, zamknięta Charybda, jest udawana i śmieszna.
  Wartości, które powinny reprezentować dany obyczaj, są tu wyolbrzymione, przez co ośmieszają dany obyczaj. Bo jak to tak, nowocześni rodzice namawiają nowoczesną córkę, by miała nieślubne dziecko, w wieku szesnastu lat, bo tak się jeszcze nie zdarzyło i oni byliby przykładem najnowszej nowoczesności.
  Ideą tego wszystkiego jest to, by ukazać jak ludzie są sztuczni i udają zaledwie, by móc być zaakceptowanymi bądź podziwianymi przez innych. To, co tak wyróżnia człowieka, czyli naturalność, jest tutaj pokazane jako maska, określone „gębą” i ośmieszone jako udawane.
  Osobliwość „Ferdydurke” polega również na słownictwie.
  „Słodko, zbyt słodko się robi, nie mogę już, zbyt ckliwo, lecz z talerzykiem przed sobą nie mogę nie, mdli mnie, dzieciństwo, ciocia, krótkie majtki, rodzina, mucha, pinczerek, parobek, Miętus, żołądek pełny, duszno, za oknem szaruga, nadmiar, przesyt, za dużo, bogactwo straszne, biedermeier napawa od dołu. Lecz nie mogę wstać i powiedzieć „dobranoc”, nie można jakoś bez wstępu… próbujemy wreszcie, ale nas zapraszają i zatrzymują. Przeciw komu wuj Konstanty wsadza w znużone i słodkie usta jeszcze jedną truskawkę? Wtem Zosia kichnęła i to nam umożliwiło odejście. Żegnanie, kłanianie, dziękowanie, zahaczanie częściami ciała.”
  Istnieje niespodziewanie wiele interpretacji tekstów autorów i każde o dziwo, podobne jest inne, w istocie takie same. Lecz tak naprawdę tylko jeden autor wie, co miał na myśli pisząc tak a nie inaczej. Książka dla tych co to lubią wnikliwe badać język oraz doszukiwać się w tekście ukrytych aspektów i podobieństw z życia autora, ale również dla tych którzy kochają klasykę.
  Polecam każdemu zainteresowanemu i ze szczerością mogę dodać, że lektury nie parzą, bowiem da się je czytać.

FRAGMENTY
·   s.120 „Za późno było się cofać – świat istnieje tylko dzięki temu, że zawsze za późno się cofać.”

ZACZERPNIĘTE Z KSIĄŻKI - Ferdydurke











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam :)
Będzie mi miło, gdy odwiedzając tę stronę, zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.
Pozdrawiam,
Crystal